Dzień 8.
08.12.2017 r. Byjsk
Dzień upłynął pod hasłem „załatwianie spraw”. Udało się znaleźć mechanika rowerowego, który wymienił zepsutą przerzutkę i zrobić przegląd reszty jednośladów. Odwiedziliśmy również bank. A w nim kolejki i numerki których wyświetlenie może potrwać całą wieczność.
W pomieszczeniu duszno i gorąco, od razu rozbieramy się z kurtek, chętnie zdjęłabym nawet legginsy, choć większość petentów twardo wyczekuje na obsługę w grubych płaszczach i uszatkach. Niezłomni magazynierzy ciepła. Gdy w końcu zbliżamy się do kantoru jedna z kobiet z sąsiedniej kolejki pyta o nasze pochodzenie. Z racji, że znam pojedyncze słowa po rosyjsku nasza rozmowa brzmi koślawo, ale wystarcza jej fakt, że mówię po polsku. To właśnie na dźwięk znajomej mowy odwróciła głowę. Przykładając ręce do serca wspomniała o dziadku Polaku. Ale o tym dowiaduje się już od Iśki, która w odpowiednim momencie pojawia się by pociągnąć zdawkową rozmowę. Chwilę później kobieta wciska mi do kieszeni 250 rubli, równowartość około 13 polskich złotych i dodaje z uśmiechem: „To na pamiątki z Rosji”. Pyta też z ciekawością jakich ludzi spotykamy po drodze i co myślimy o Rosjanach.
(…)
W samym centrum Bijska jest mnóstwo drewnianych i malowniczych domów. Na wielu narożnikach ulic ktoś czymś handluje. Można kupić ryby, ziemniaki, zioła czy wełniane skarpety. Chwytam za aparat by kilkoma zdjęciami złapać choć trochę klimat miasta i prawdziwie tętniącego w nim życia, ale czas nieubłaganie skraca nasz spacer po Bijsku.
Po mszy na której nasza obecność była wręcz wskazana, z wszystkimi zainteresowanymi, należącymi do kościoła bądź stowarzyszenia zjedliśmy kolację. Gdy jedna z kobiet zapytała czy wspólnie modlimy się podczas wyjazdu, zapadła głęboka cisza. Lekko skrępowana odpowiedziałam, że każdy z nas modli się osobno, ale nie bardzo wiedziałam czy ktokolwiek z nas modli się szczerze i czy w ogóle. Wiara dla katolików z Bijska miała ogromne znaczenie, mocno ich scalała ze sobą i dawała nadzieje. Na pożegnanie jedna z kobiet stanęła między nami i z łzami w oczach powiedziała:”wy prawie jak moje dzieci”.
Był to moment spotkania z autentycznym i niewymuszonym dobrem, które chciałam spakować w pudełko i zabrać ze sobą na drogę.