Dzień 9.
09.12.2017 r. opuszczamy Byjsk
Pożegnanie ciepłych, bezpiecznych ramion zawsze jest trudne. Niezależnie od tego czy łączy nas z nowo poznanymi ludźmi jakieś pokrewieństwo czy zwykła sympatia. Te uściski z dala od Polski są dla nas szczególnie ważne, bo to namiastka kolejnego domu na naszej drodze, który opuszczamy przesuwając się w głąb niewiadomego. Na koniec jeszcze raz dostajemy milion uwag odnośnie wilków grasujących w pobliżu Górnałtajska do którego zmierzamy. Choć przerażenie na twarzy Geni na wspomnienie o drapieżnikach budzi postrach, to nie do końca jesteśmy pewni czy informacja o tym zagrożeniu jest zgodna z prawdą. Wczoraj kładąc się spać czytałam o wilkach i ich choć wiedzy na ten temat nadal mi brak, to wiem, że zwierzę nie atakuje bez powodu. Wilk musi być albo skrajnie wyczerpany lub chory. Nie możemy o tym ciągle myśleć. Groźniejsze od drapieżnika może okazać się złapanie gumy, a potem złapanie jeszcze jednej gumy, co przybliża nas do wychłodzenia.
No i tak się dzieje. Początkowo celebrujemy moment gdy krzyczę do wszystkich: ”zatrzymajcie się! poszła dętka”. Pierwszy raz mamy do czynienia z typową usterką rowerową. Wyciągamy koło, wymieniamy dętkę, ja pompuje, Rafał robi mi zdjęcia, Ula robi nam zdjęcia, ogólnie jak nigdy dotąd czuje się szczególnie wyróżniona zaistniałą sytuacją. Pakujemy się i ruszamy. Niestety udaje mi się pokonać około 10 metrów. Znów krzyczę to samo, ale tym razem nie widzę entuzjazmu. Postój to kolejne minuty czekania na zimnie. Za drugim razem okazuje się, że sprawcą przebicia dętki jest drut wbity w oponę którego nie było widać na pierwszy rzut oka. Rosyjskie pobocza bywają zdradliwe.
Po drodze mijamy budki w których lokalni mieszkańcy sprzedają dodatki do tradycyjnej i leczniczej bani. A są nimi np. miotełki z gałązek dębu, które służą do biczowania, a właściwie uderzania rozgrzanymi liśćmi ciała. Mijamy również gospodarzy i rzeźników którzy na ustawionym przed domem stole sprzedają kury i gęsi, a nawet świński łeb, choć to raczej wskazywało na możliwość zakupu wyrobów wieprzowych.
Noc spędzamy nad rzeką. Zamarzyło nam się ognisko póki jeszcze mamy je czym rozpalić. Mamy też dostęp do wody i w końcu w cieple ognia udaje nam się rozmrozić serowe warkocze.