Herbatka
Potrzebujemy postoju. Najlepiej gdybyśmy mogli choć na chwilę zsiąść z rowerów i napić się czegoś w cieple. I temu złudzeniu, że możemy to dostać już za chwilę, szybko ulegamy. Mężczyzna na motorze wskazuje nam byśmy jechali za nim. Prowadzi nas prosto do swojego niewielkiego domu, w którym radzi byśmy odpoczęli i napili się herbaty, a on zawiezie dzieci do szkoły. Pozostajemy z dwoma kobietami, żoną rzekomego wojskowego i szwagierką z małym dzieckiem. Nie mija nawet kwadrans gdy na identycznym motocyklu pojawia się brat by skontrolować sytuację. Troszeczkę mówi po angielsku, pokazuje nam coś na Facebooku, prosi byśmy przesłali mu zrobione wspólnie zdjęcia. Kiedy kobieta zaczyna kroić wołowinę, oznajmiamy, że nasz czas dobiegł końca i powinniśmy ruszać w dalszą drogę. Jesteśmy za wszystko po stokroć wdzięczni, jeszcze kilka pamiątkowych fotografii, uścisków i wsiadamy na rowery.
Europejscy bogacze
Kiedy podjeżdżamy do jedynego w wiosce sklepu spotykamy ponownie wojskowego. Chcemy mu podziękować, lecz zanim i kiedykolwiek później padnie dziękuje w wszystkich znanych nam językach, mężczyzna bez uśmiechu podchodzi do Rafała, wyciąga kalkulator i pieczołowicie podlicza nas pobyt w jego domowym kafe. 5 osób, 5 czarek herbaty to będzie tyle i podnosząc pod nos urządzenie wskazuje wyklikaną kwotę tugrików mongolskich.
Wzdychamy ciężko podając pieniądze, nie dlatego, że tracimy gotówkę, czujemy coś co bardziej nas rani i uderza w tym spotkaniu, zostaliśmy oszukani. Nie chcemy dyskutować ani na na migi ani na słowa. Wychodzimy ze sklepu ze słodkimi bułkami i słoikiem ogórków i nie mamy ochoty powtarzać uścisków i zdjęć.