Czyli rowerem na wigilię prawosławną.
Puk Puk Wigilia” to projekt-eksperyment, który zakładał przejechanie samotnie ponad 500 km zimą na rowerze, by 6 stycznia dotrzeć na wigilię prawosławną na Podlasie.
I dosłownie, jak mówi tytuł przedsięwzięcia, zapukać do drzwi jednego z domów prawosławnej wsi.
Choć wielu z nas, czy to wśród katolików czy prawosławnych, w święta Bożego Narodzenia kultywuje zwyczaj pozostawienia dodatkowego nakrycia przy stole, to współcześnie nie wiele osób jest w stanie zadeklarować, że zaprosiłoby do siebie w wigilijny wieczór strudzonego wędrowca, bądź osobę ubogą czy potrzebującą. Przekonałam się o tym jeszcze przed wyjazdem,
sprawdzając reakcje znajomych i rodziny gdy pytałam o to, co by zrobili, gdyby ktoś zapukał do ich drzwi. Zastanawiałam się, czy dodatkowy talerz trafia na koniec stołu co roku automatycznie, a symbol ten właściwie nie ma już większego znaczenia? Czy rzeczywiście pomijamy ewentualność, że ktoś będzie potrzebował naszej pomocy, tak jak ponad 2000 lat temu potrzebował jej Jezus, w końcu przychodząc na świat w nędznej zimnej grocie zamiast w bezpiecznej, otwartej dla jego brzemiennej matki gospodzie?
Wybrałam Podlasie nie dlatego, że to miejsce miało odsłonić jakąś smutną prawdę o nas. Wprost przeciwnie – mogłoby ocalić moje mroczne przemyślenia na temat owej tradycji i życiowych priorytetów współczesnego człowieka. Pośród ludzi prostych, nie nastawionych na konsumpcjonizm i pośpiech, łatwiej jest dostrzec, co jest prawdziwe, a co bezmyślnie przyjmujemy od zagonionego i coraz bardziej nieczułego świata. Zapukanie do obcych drzwi, za którymi rodzina dzieli się prosforą, nie należy
do najłatwiejszych. Moment w którym jednoczymy się, składamy sobie życzenia, a w końcu spotykamy się przy jednym stole, będącym czasem jedynym miejscem rozmowy i modlitwy, nie bez przyczyny ma rangę najważniejszego dnia w roku. I kiedy Chrystus ma symbolicznie ponownie przyjść na świat w prawosławnej cerkwi, ja wsiadam na rower i pomimo przeszywającego wiatru i mrozu, każdego dnia pokonuję kilkadziesiąt kilometrów, by u końca drogi zdać sobie sprawę, o przeżywaniu wigilii każdego dnia, w obcych domach, przy obcych stołach, w trzech odmiennych Polskich województwach. Moje “puk puk” zabrzmiało siedem razy, zanim dotarłam do właściwych, założonych w projekcie, podlaskich drzwi i przekonam się, że droga jest celem samym w sobie.
Nie wiele wiedząc o ludziach, u których spędzę noc, osób znalezionych za pośrednictwem couchsurfingu, znajomości w
harcerstwie i poczty pantoflowej, z adresem zapisanym w mailu, SMS-ie, na kartce docierałam na miejsce doświadczając
zainteresowania, opieki i wsparcia.
Trasa projektu wiodła przez wsie i miasta, drogi utwardzone, polne i leśne, gdzie niejednokrotnie deszcz, silny wiatr i mróz
utrudniał wielogodzinną podróż, a każdy upadek na lodzie i szaleńcza ucieczka przed gromadą bezpańskich psów
przyspieszały serca bicie.
Wyruszyłam 29 grudnia 2018 roku z rodzinnej wsi Grodzisko pod Pleszewem, by przez kolejne dni
kierować się coraz bardziej na wschód, prosząc po drodze o nocleg rodziny z Goliny (powiat koniński, woj. wielkopolskie), Rybin Leśnych (woj. kujawsko-pomorskie), Inowrocławia, Drobina (powiat płocki, woj. mazowieckie), Ciechanowa, Ostrołęki, Starych Kupisk (powiat łomżyński, woj. podlaskie), Białegostoku i Trześcianki (powiat hajnowski, woj. podlaskie), gdzie dobiegła końca moja rowerowa przygoda.
Finalnie trafiłam do Prawosławnego Domu Opieki, gdzie Batiuszka (prawosławny ksiądz) przyjął mnie pod dach ośrodka
zapewniając spokojny sen. Miejsce to okazało się dla mnie nie tylko bezpieczną przystanią, ale dało też możliwość
porozmawiania z ludźmi samotnymi, żyjącymi na styku dwóch religii, pochodzącymi z różnych stron województwa podlaskiego, z korzeniami Białoruskimi. To właśnie ich historie przyczyniły się do zapoczątkowania mojego szerszego projektu o Polsce – “Polska moje podwórko”.
W wigilijny wieczór zapukałam łącznie do ponad 15 domów – przyjęły mnie do siebie dwie rodziny, częstując kutią i prosforą tym samym realizując założenie projektu “Puk Puk Wigilia”.
Samotna wyprawa rowerem na Podlasie to podróży nie tylko przez Polskę i obrzędy, doktryny prawosławnego kościoła
chrześcijańskiego. To również, a może przede wszystkim podróż przez polską gościnę i otwartość, która nie zależy od stanu konta i wykształcenia.