21.12.2017 r. Kosz-Agacz
W tłumaczeniu z ałtajskiego Kosz-Agacz oznacza „ostatnie drzewo”. I jeśli dobrze by się rozejrzeć to żegnamy się nie tylko z drzewostanem, ale i ogniskami które bez opału nie są możliwe do odtworzenia, no chyba, że zaczniemy palić krowimi plackami, które o tej porze roku bardziej przypominają nierówno położone na jezdni progi zwalniające.
Docieramy do miasteczka o zmroku, ledwie cokolwiek widząc. Jazda bez rowerowego oświetlenia które w gruncie rzeczy uznaliśmy za nieprzydatne, teraz zastępuje nam migocząca czołówka założona u jednego na przodzie u drugiego na tyle głowy. I tylko to nieustanne deja vu, że światła ulicznych lamp są już na wyciągniecie ręki, to już za kilometr, za pięć, może dziesięć. Boże za ile?
22.12.2017 r. Kosz-Agacz
Miasto gdzie naprzeciwko marketu stoi krowa i je karton. Miasto w którym wychodząc z marketu pozostawia się koszyk zakupowy na chodniku i jak gdyby nigdy nic odchodzi się z torbami.
23.12.2017 r. Kosz-Agacz
Nie wiem czy obowiązuje w Rosji jakikolwiek przepis mówiący o poinformowaniu przez właściciela hotelu funkcjonariuszy policji o zakwaterowaniu obcokrajowców, ale od rana do kuchennych drzwi zapukali: posterunkowy z nieumundurowanym mężczyzną i teczką. Rozpoczyna się zabawa w 100 pytań. Jaki cel ma wasza wyprawa? Czy ktoś z Was był w Iraku, na Ukrainie. Ula odpowiadając z pewnością dobrze wspomina dzień wymiany paszportu. Czym się zajmujecie? Jestem inżynierem, dziennikarką, edukatorką. To w takim razie ile zarabia w Polsce nauczycielka? Albo czy ktoś Wam po prostu za ten wyjazd nie zapłacił? Sprowadzono nas do poziomu niewiedzy. Nie bardzo było wiadomo czy mówienie prawdy o etapie i o idei całego projektu nie będzie uznawane za szerzenia prowokacji, a użycie haseł, symboli i przedstawienie publikacji na temat działań grupowych za pewne polityczne nieostrożności z naszej strony.
Na efekty niepewności Rosjan wobec nas nie musieliśmy długo czekać. Spokojna jazda do Taszanty kończy się kolejnym deja vu i nerwami. Tym razem jesteśmy przymusowo konwojowani do granicy, do jedynego hotelu w którym możemy, a wręcz musimy się zatrzymać.
(…)
Szarpanina słowna bo jest za drogo. Różnica w cenie od oddalonego o 50 km Kosz-Agacz jest prawie trzykrotna. Choć Ula od kilku minut przekłada z nogi na nogę nie może nawet skorzystać z toalety. Decydujemy się spędzić noc w namiotach przed budynkiem. Strzeliliśmy prosto w dumę funkcjonariuszy, a jednocześnie nie pozbawiliśmy ich śmiechu z naszych poczynań. Dwadzieścia minut później, gdy siedzę już w namiocie z gorącym liofoodem między udami, ktoś uciążliwie zaprasza nas do środka. Słyszę mocną wiązankę przekleństw z pobliskiego namiotu. Nie wiem co się dzieje. W końcu pada informacja: Macie dwie noce w cenie jednej, tylko chodźcie do środka.