Dzień 13.
13.12.2017 r. Szebalino
W Szebalino znaleźliśmy nocleg w małym blaszanym domku stworzonym typowo na potrzeby turystyki. Bo jak się okazuje w Rosji oprócz taniego paliwa i czubryków, równie korzystną cenę ma stal. Blacha trapezowa zaraz po drewnie stanowi największe pokrycie budynków, które mijamy po drodze. Szczególnie widoczne jest to w większych wioskach gdzie stare, zbutwiałe bądź spróchniałe deski chaty przykrywa się ocynkowanymi płytami blachy, nie zważając czy to budynek z rzędu zabytkowych. Tani materiał nadający się jako ściana, dach, a nawet element zagrody, nie ważne czy pomalowana na czerwono czy niebiesko jest po prostu idealnym i praktycznym rozwiązaniem. Tutaj w południowej Syberii nie zaważa się na modę, a domy nie wyróżniają się przepychem. Każdemu mieszkańcowi zależy na przetrwaniu i zabezpieczeniu swojego dobytku takim materiałem, jaki jest dostępny i na którego go stać.
Za 1500 rosyjskich rubli równowartość 90 złotych mamy do dyspozycji pomieszczenie z piecem, dwa łóżka, telewizor i umywalkę ze zbiornikiem na wodę. Z racji, że chata nie ma kanalizacji, tradycyjnie wychodek jest na zewnątrz, a ścieki ze zlewu lądują do wiadra. Mateusz nie marudzi i rozkłada się na podłodze, zawsze bowiem bardziej niż na wygodzie zależy nam na ogrzaniu się. Przygotowujemy pożywną kolację. Makaron z sosem i kiszonymi glonami, które z czystej ciekawości zakupiliśmy w miasteczku. Smakują całkiem dobrze, ale kombinatoryka z obcą materią nie zachęca mnie do zjedzenia więcej, niż zakłada przeznaczona porcja, do wychodka blisko ale zimno.
Ciągle łapie się na tym jak bardzo każdy dzień w Rosji sprowadza się do sekwencji najprostszych potrzeb z piramidy Maslowa. Pisze głównie o tym co dla nas najważniejsze czyli zjeść, ogrzać i wyspać, jednocześnie pokazuje to jak z rangi wydawało by się wielu istotnych dla nas problemów, które miewamy na co dzień w Polsce, ich znaczenie w tych warunkach i okolicznościach maleje niemal do zera.